piątek, 4 października 2013

rozdział czwarty

Przepraszam za wszelkie błędy. Rozdział pisany na telefonie.

*Cristian*

Nie otwierając oczu, wyłączyłem budzik. 6:00. Udało mi się namówić lekarza, na wizytę o 7, chciałam spędzić jak najwięcej czasu z Polą. Nigdy nie czułem czegoś takiego, ona mnie wręcz.. fascynowała. Znam ją tylko dwa dni, a czuję, że muszę znowu ją zobaczyć. To głupie. Zwlekłem się z łóżka, dziękując Bogu, że klub zapewnia nam lekarza w ośrodku szkoleniowym i nie muszę przebijać się przez miasto do jakiegoś centrum zdrowia. Wziąłem butelkę wody i wypiłem resztę tego co się w niej zostało. Poszedłem w stronę łazienki. 

- Telefon! - upomniałem się na głos, wychodząc z domu. Szybko wróciłem się do kuchni, i wziąłem mojego iPhona z blatu. Jak zawsze. Czy raz w życiu, dla odmiany nie mogę dotrzeć gdzieś na czas? - krzyczalem na siebie w myślach, otwierając drzwi do budynku. Mam tutaj tylko 5 minut drogi a zawsze się spóźniam. Dobrze, że chociaż na trening potrafię się wyrobić.
- Cześć Cristian. Doktor już na Ciebie czeka. Powiedziałam, że chwilkę się spóźnisz.
- Jest Pani aniołem - Odpowiedziałem pielęgniarce, starając się unormować oddech zanim otworze drzwi do gabinetu lekarza.
Puk, puk.
- Proszę - usłyszałem doktora Rodrigueza
Otworzyłem drzwi. Poczułem, że ręka drży mi nerwów.
- Dzień dobry - Powiedziałem. Za biurkiem siedział szczupły, siwawy pan koło sześćdziesiątki.
- Wejdź, wejdź Cristian. Siadaj - Podszedłem chwiejnym krokiem. Od miesiąca nie gram, dziś ma się wyjaśnić czy mogę wrócić na boisko. To takie frustrujące, kiedy siedzisz na trybunach i nic nie możesz zrobić. Nawet na ławce czujesz się inaczej. Tam wiesz, że są lepsi od Ciebie i musisz czekać na swój moment, więcej trenować, bardziej się starać. Ale kiedy siedzisz bezczynnie bo masz kontuzję.. czujesz, że nic od Ciebie nie zależy. Nie ma nic gorszego w karierze sportowca. Zdecydowanie - Przeglądałem Twoje wyniki badań i wszytko wygląda dobrze. Zrobimy jeszcze USG kolana i jeżeli nie zobaczę nic niepokojącego za tydzień lub dwa powinieneś móc grać. Wróciłeś już do treningów z drużyną, tak? -
- Tak, tak jak się umawialiśmy, co drugi dzień - Powiedziałem z uśmiechem na ustach. Byłem tak rozemocjonowany że ledwo siedziałem na krześle. Nie mogłem usłyszeć dzisiaj nic lepszego. Wyglądało na to, że szykuje się świetny dzień.

- Wszytko wygląda dobrze - powiedział doktor Rodriguez, kończąc ostatnie badanie - musisz jeszcze na siebie uważać, ale możesz wrócić do codziennych treningów i do gry. Powiadomie sztab - jeżeli wtedy byłem szczęśliwy to teraz moja radość była nie do opisania. Znowu poczuje tą adrenalinę, tą energię, tą moc płynąca z trybun Camp Nou.
- Dziękuje doktorze, nawet nie wie Pan jak się teraz czuje. Strasznie mi tego brakowało - byłem tak podekscytowany, że sam nie rozumiałem tego co mówię. Doktor Roqriguez się zaśmiał.
- Dobrze, że wracasz, potrzebujemy cię - powiediał z uśmiechem i podał mi rękę - przyjdz do mnie po następnych dwóch, trzech treningach. Zobaczę czy nic się nie będzie działo.
- Dobrze. Dziękuje. Do widzenia - mówiłem już praktycznie będąc za drzwiami. Nie mogłem w to uwierzyć! Wreszcie, po miesiącu będę mógł poczuć to niesamowite uczucie.
Spojrzałem na zegarek. 9:00. Cholera, muszę się jeszcze przebrać.
- Do widzenia Pani Martinez - powiedziałem do pielęgniarki i wybiegłem z ośrodka.

Dokładnie o 10:02 postawiłem skuter, przed miejscem w którym wczoraj zostawiłem Pole. Wejść po nią czy nie? Nawet nie znam numeru mieszkania.. Otworzyły się drzwi od kamienicy i zobaczyłem piękna blondynkę, jaśniejsze końcówki włosów sięgały do połowy jej pleców, miała duże niebieskie oczy i jasną skórę, bardzo jasną. Hiszpanki takiej nie mają. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest stąd.
- Cześć. Jak żyjesz? Wyspałaś się? Wstalaś bez problemu? - Skracilem się w myślach, za dużo pytań.
Dziewczyna się zaśmiała.
- Dobrze.. Chociaż nie ukrywam, że lubię dużo spać.
- och dzięki Bogu. Następnym razem zaproszę Cię na 20 - powiedziałem i obydwoje wybuchneliśmy śmiechem - chodź zapraszam cię do mojej karocy - wskazałem ręką na skuter.
- Masz Vespe? No nie wierze. Zawsze chciałam taką mieć. Jest śliczna - zaczęła biorąc odemnie kask - mam nadzieje, że umiesz na niej jeździć - dodała już ze śmiechem.
- Jeśli nie spróbujmy to się nie przekonamy - powiedziałem i ruszylem na ulice.
Sobota, godzina 10 jest chyba najgorszą porą do tego aby poruszać się po Barcelonie. Milion samochodów i skuterów, wszędzie korki. Pola złapała mnie mocniej w pasie, gdy po raz kolejny ktoś zajechał nam drogę, i musieliśmy mocniej hamować.
- Zaraz wyjedziesz z miasta. Już niedaleko.

- Zamknij oczy - powiedziałem gdy byliśmy na miejscu - to niespodzianka.
Postawiłem skuter i wziąłem swoje rzeczy w jedna rękę a drugą zakryłem Poli oczy.
- Uważaj. Lekko w lewo - instruowałem dziewczynę.
Gdy doszliśmy na miejsce położyłem swoje rzeczy na ziemi i odkryłem oczy blondynki. Byłem ciekawy jej reakcji,
- Tuu.. tu jest .. niesamowicie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz