czwartek, 10 października 2013

rozdział szósty

[Rozdział specjalnie dla Pauli. Wszystkiego najlepszego kochanie. Dziękuje, że czytasz. To wiele dla mnie znaczy ; *]

                                                                                                         

*Cristian*

- Tak.. właściwie to tak.. ale wiesz, mam dopiero 19 lat więc to nic specjalnego.. Grałem parę razy w pierwszym składzie, ale zazwyczaj jestem zmiennikiem - mówiłem trochę zmieszany, tak naprawdę to nie wiem dlaczego. Czego mam się wstydzić? Tego, że gram w najlepszym klubie na świecie? Na pewno nie. Chyba po prostu czułem się nieswojo z tym, że jej o tym nie powiedziałem i sama się domyśliła.
- Wow, teraz to zrobiłeś na mnie wrażenie - Pola wybuchnęła śmiechem, a ja zaraz za nią. Bałem się, że może mieć do mnie pretensje, że jej nie powiedziałem - Cóż, teraz to chyba nie mam wyboru i muszę pójść z Tobą na ten mecz - powiedziała, teatralnie wzdychając. Była taka piękna, za każdym razem kiedy na nią patrzyłem czułem się tak.. inaczej, wyjątkowo. Nie umiałem wytłumaczyć co czuję przy tej dziewczynie, którą znałem dopiero parę dni. Byłem przekonany, że muszę sprawić, żeby czuła się tak samo.
- Nawet nie myśl, że się od tego wymigasz - Powiedziałem rozbawiony i zacząłem ją łaskotać. 
- aaa! Puść mnie głupku - Pola, krzyczała nie mogąc przestać się śmiać.
- Nawet o tym nie myśl - zacząłem łaskotać ja jeszcze bardziej 
- Proszę.. proszę, pro....szę - udało jej się powiedzieć przez śmiech. Przestałem ją łaskotać, ale usiadłem na niej i złapałem ją za ręce w taki sposób, że nie mogła się ruszać.
- Cóż powiedzmy, że mogę pójść na pewne ustępstwa - mówiłem spoglądając w jej niesamowicie błękitne oczy. Nasze twarze dzieliła coraz mniejsza przestrzeń. Nagle porwałem ją z ziemi i wziąłem w ramiona.
- Teraz lepiej? - Krzyknąłem słysząc jak się śmieje, trzymałem ją i obracaliśmy się jak małe dzieci. Pola piszczała, udając przerażoną, gdy zbliżaliśmy się w okolice morza, i śmiała się kiedy się oddalaliśmy. Po paru minutach straciłem równowagę i upadliśmy na piasek śmiejąc się. Leżeliśmy tak chwile, dopóki obydwoje się nie uspokoiliśmy.
- Zagrajmy w 20 pytań - Pola podniosła swoje wielkie oczy na mnie, gdy otrzepywałem się z piasku. 
- Chodź - Zaprowadziłem ją na koc i znowu położyliśmy się obok siebie.
- Ty zacznij - powiedziała Pola kładąc głowę na moim brzuchu. Mój oddech przyśpieszył, chociaż wmawiałem sobie, że to nic specjalnego. Pytaliśmy się o błahe rzeczy, ulubiony kolor, jedzenie, kwiaty czy muzyka.
- Rodzice? - Zapytałem w pewnym momencie i naglę się spięła.
- Tata.. jest nauczycielem historii.. - mówiła całkiem innym tonem - Aa.. mama... mama nie żyje.. Zmarła w tamtym roku.
- Ja.. Przykro mi - byłem na siebie zły, że zadałem to pytanie. Nie chciałem, żeby była smutna. Przez chwile leżeliśmy w ciszy.
- Była lekarzem i.. wracała nad ranem z dyżuru, jakiś.. idiota uderzył w nią i.. uciekł - widziałem, jak mówienie o tym sprawiało jej trudność. Chciałem powiedzieć, że nie musi mi nic mówić, ale nie wiedziałem czy powinienem - prawdopodobnie, gdyby został i zadzwonił po pogotowie, mama teraz by żyła.. - Czułem się strasznie, że ją o to zapytałem.
- Przykro mi.. nie powinienem się o to pytać. Przepraszam..
- Nie przepraszaj, to nie twoja wina, nie wiedziałeś.. No więc, jak to się stało, że zacząłeś grać w piłkę? - Zapytała zmieniając temat. Najwidoczniej nie chciała o tym rozmawiać, a ja nie mógłbym jej do tego zmuszać.

- W podstawówce, zaprosili wszystkich, do wzięcia udziału w treningu. Wybrali parę osób i powiedzieli, że chcieliby mieć nas w drużynie - Zamknąłem oczy i przypomniałem sobie mój pierwszy trening - Mieliśmy porozmawiać z rodzicami i dać odpowiedz w klubie.. ale moi się nie zgodzili. Pamiętam, że strasznie płakałem. Wyobrażasz sobie jaka była reakcja 7 letniego chłopca, który usłyszał, żeby nie zajmował się głupotami tylko wziął się za naukę? Przez kilka dni nie odzywałem się do nich ani nic nie jadłem. Wtedy do mnie przyszli, nie mieli innego wyjścia jak zgodzić się na to żebym mógł grać.
Rozmowa znowu wyglądała jak wcześniej, rozmawialiśmy o podstawowych rzeczach z naszego życia, czy śmiesznych historiach z dzieciństwa. Nie wiedziałem jak to możliwe, że rozmawia nam się tak jakbyśmy znali się wieczność..

- Wszytko wziąłeś? - Spytała mnie Pola, gdy wychodziliśmy z zatoczki
- Tak, nic nie zostało - Odpowiedziałem jeszcze raz sprawdzając plaże wzrokiem - Mam nadzieję, że Ci się podobało i nie zawiodłaś się na mojej niespodziance.
- To była najlepsza niespodzianka jaką kiedykolwiek ktoś mi zrobił - Powiedziała i spuściła zawstydzona głowę. Nieśmiało splotłem nasze palce, prowadząc ją z powrotem do skutera. Spojrzałem na nią z ukosa i zauważyłem zaczerwienione policzki i to jak delikatnie się uśmiecha. Wtedy ja też się uśmiechnąłem - Dziękuje - powiedziała i spojrzała mi w oczy.
- To ja dziękuje - Uśmiechnąłem się jeszcze bardziej, była niesamowita.

                                                                                                                 

Mam prośbę, jeżeli ktoś czyta, to byłabym ogromnie wdzięczna, żeby zostawiał po sobie jakiś komentarz. Dziękuje ; *

sobota, 5 października 2013

rozdział piąty

*Pola*

- Tuu.. tu jest.. niesamowicie - patrzyłam się na fale rozbijające się o skały. Cristian przyprowadził mnie  do małej zatoczki odciętej od świata. Na około były wysokie klify, które schodziły do morza, a pośrodku piaszczysta plaża, nie większa niż dwa, trzy metry. Prowadziło tu jedno "wejście" w którym właśnie staliśmy. Było tak małe, że ktoś kto o nim nie wiedział, mógł go z zewnątrz nie zauważyć.
- Podoba Ci się?
- Bardzo. Myślałam, że takie widoki można zobaczyć tylko w filmach.
- Znalazłem je jako dziecko. To jest takie moje miejsce na ziemi. Jeszcze nigdy nie spotkałem tu nikogo innego. Czuje się tu jak u siebie - odwróciłam się do niego. Uśmiechał się - Chodź, usiądziemy.
Zdjęłam buty i podeszłam do morza. Stanęłam w wodzie i zamknełam oczy. Czułam się jak w bajce, słyszałam tylko szum morza i podmuchy wiatru. Miałam wrażenie że jestem w innym świecie, jakbym była oderwana od rzeczywistości. Poczułam, że ktoś staje obok mnie.
- To miejsce jest wyjątkowe, sprawia że ty czujesz sie wyjątkowy - otworzyłam oczy i spojrzałam na Cristiana.
- Tak, znam to uczucie. Jak byłem młodszy i nie wyszło mi coś na treningach, albo przegrywaliśmy zawsze tu przebiegałem i spędzałem resztę dnia. Czasami musieli przychodzić po mnie moi rodzice, bo tak długo nie wracałem - uśmiechnął się na to wspomnienie - ostatnio też spędzałem tu dużo czasu. Miałem kontuzje i nie mogłem grać. Dopiero od tygodnia znowu trenuje z drużyną, ale też jeszcze nie na pełnych obrotach. Dopiero dzisiaj dostałem zielone światło do powrotu. Dlatego chodź, musimy świętować - odwrócił się a ja za nim.
- Żartujesz? Nie musiałeś tego robić. - powiedziałam trochę za głośno patrząc na to co przygotował. Na piasku leżał czerwono granatowy koc, a obok z torby wystawało wino i jakieś przekąski.
- Specjalny dzień, wymaga specjalnego świętowania - nalał wina i podał mi jeden z kieliszków - za dzisiejszy dzień, za Ciebie, za powrót do gry i za to miejsce - wzięłam łyka czerwonego napoju. Było przepyszne, chyba nigdy nie piłam tak dobrego wina.
- Kiedy zaczynasz zajęcia?
- Za dwa tygodnie, w połowie września. Nie mogę się już doczekać.
- Nie dziwię się, to coś wielkiego! Będziemy musieli to jakoś uczcić - Powiedział, ze śmiechem Cristian i położył się na kocu. Zrobiłam to samo.
- Jesteś z Barcelony?
- Tak, moja mama jest prawnikiem, a tata politykiem. Tutaj mają prace. Ale kocham to miasto, znam tu chyba każdy, nawet najmniejszy zakątek... Często uciekałem z domu, moi rodzice muszą wszytko kontrolować. Za bardzo chcieli ułożyć moje życie po swojemu - oparłam głowę o jego klatkę piersiową - Teraz gdy wybrałem futbol i widzą, że coś z tego wyjdzie, znowu traktują mnie jak 10-latka. Mimo, że mieszkam sam, sprawdzają każdy mój ruch "bo może kiedyś coś mi się odmieni i nie będę chciał grać". A na początku to oni byli przeciwni temu, żeby grał.
- Przykro mi - powiedziałam po chwili ciszy. Nie wiedziałam czy dodawać coś więcej. Nie znałam takiego uczucia, moi rodzice zawsze mnie wspierali w tym co robię, nigdy nie zabronili mi podążać za marzeniami. Nawet gdy zdecydowałam wyjechać na studia na drugi koniec Europy tata nie miał nic przeciwko. Było mi go szkoda.
- A ty? Skąd jesteś?
- Gdańsk.
- Naprawdę? Graliśmy tam niedawno. Chociaż.. nie mam stamtąd najlepszych wspomnień.. Nabawiłem się tam kontuzji.
- Graliście tam niedawno? - Spytałam lekko zdziwiona. Zazwyczaj jak przyjeżdża jakaś zagraniczna drużyna wie o tym całe miasto.. A w tym roku w Gdańsku grała tylko TA Barcelona. Chyba że.. ? Nie, to niemożliwe - Cristian? Nie chcesz mi powiedzieć, że grasz w FC Barcelonie, prawda?

piątek, 4 października 2013

rozdział czwarty

Przepraszam za wszelkie błędy. Rozdział pisany na telefonie.

*Cristian*

Nie otwierając oczu, wyłączyłem budzik. 6:00. Udało mi się namówić lekarza, na wizytę o 7, chciałam spędzić jak najwięcej czasu z Polą. Nigdy nie czułem czegoś takiego, ona mnie wręcz.. fascynowała. Znam ją tylko dwa dni, a czuję, że muszę znowu ją zobaczyć. To głupie. Zwlekłem się z łóżka, dziękując Bogu, że klub zapewnia nam lekarza w ośrodku szkoleniowym i nie muszę przebijać się przez miasto do jakiegoś centrum zdrowia. Wziąłem butelkę wody i wypiłem resztę tego co się w niej zostało. Poszedłem w stronę łazienki. 

- Telefon! - upomniałem się na głos, wychodząc z domu. Szybko wróciłem się do kuchni, i wziąłem mojego iPhona z blatu. Jak zawsze. Czy raz w życiu, dla odmiany nie mogę dotrzeć gdzieś na czas? - krzyczalem na siebie w myślach, otwierając drzwi do budynku. Mam tutaj tylko 5 minut drogi a zawsze się spóźniam. Dobrze, że chociaż na trening potrafię się wyrobić.
- Cześć Cristian. Doktor już na Ciebie czeka. Powiedziałam, że chwilkę się spóźnisz.
- Jest Pani aniołem - Odpowiedziałem pielęgniarce, starając się unormować oddech zanim otworze drzwi do gabinetu lekarza.
Puk, puk.
- Proszę - usłyszałem doktora Rodrigueza
Otworzyłem drzwi. Poczułem, że ręka drży mi nerwów.
- Dzień dobry - Powiedziałem. Za biurkiem siedział szczupły, siwawy pan koło sześćdziesiątki.
- Wejdź, wejdź Cristian. Siadaj - Podszedłem chwiejnym krokiem. Od miesiąca nie gram, dziś ma się wyjaśnić czy mogę wrócić na boisko. To takie frustrujące, kiedy siedzisz na trybunach i nic nie możesz zrobić. Nawet na ławce czujesz się inaczej. Tam wiesz, że są lepsi od Ciebie i musisz czekać na swój moment, więcej trenować, bardziej się starać. Ale kiedy siedzisz bezczynnie bo masz kontuzję.. czujesz, że nic od Ciebie nie zależy. Nie ma nic gorszego w karierze sportowca. Zdecydowanie - Przeglądałem Twoje wyniki badań i wszytko wygląda dobrze. Zrobimy jeszcze USG kolana i jeżeli nie zobaczę nic niepokojącego za tydzień lub dwa powinieneś móc grać. Wróciłeś już do treningów z drużyną, tak? -
- Tak, tak jak się umawialiśmy, co drugi dzień - Powiedziałem z uśmiechem na ustach. Byłem tak rozemocjonowany że ledwo siedziałem na krześle. Nie mogłem usłyszeć dzisiaj nic lepszego. Wyglądało na to, że szykuje się świetny dzień.

- Wszytko wygląda dobrze - powiedział doktor Rodriguez, kończąc ostatnie badanie - musisz jeszcze na siebie uważać, ale możesz wrócić do codziennych treningów i do gry. Powiadomie sztab - jeżeli wtedy byłem szczęśliwy to teraz moja radość była nie do opisania. Znowu poczuje tą adrenalinę, tą energię, tą moc płynąca z trybun Camp Nou.
- Dziękuje doktorze, nawet nie wie Pan jak się teraz czuje. Strasznie mi tego brakowało - byłem tak podekscytowany, że sam nie rozumiałem tego co mówię. Doktor Roqriguez się zaśmiał.
- Dobrze, że wracasz, potrzebujemy cię - powiediał z uśmiechem i podał mi rękę - przyjdz do mnie po następnych dwóch, trzech treningach. Zobaczę czy nic się nie będzie działo.
- Dobrze. Dziękuje. Do widzenia - mówiłem już praktycznie będąc za drzwiami. Nie mogłem w to uwierzyć! Wreszcie, po miesiącu będę mógł poczuć to niesamowite uczucie.
Spojrzałem na zegarek. 9:00. Cholera, muszę się jeszcze przebrać.
- Do widzenia Pani Martinez - powiedziałem do pielęgniarki i wybiegłem z ośrodka.

Dokładnie o 10:02 postawiłem skuter, przed miejscem w którym wczoraj zostawiłem Pole. Wejść po nią czy nie? Nawet nie znam numeru mieszkania.. Otworzyły się drzwi od kamienicy i zobaczyłem piękna blondynkę, jaśniejsze końcówki włosów sięgały do połowy jej pleców, miała duże niebieskie oczy i jasną skórę, bardzo jasną. Hiszpanki takiej nie mają. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest stąd.
- Cześć. Jak żyjesz? Wyspałaś się? Wstalaś bez problemu? - Skracilem się w myślach, za dużo pytań.
Dziewczyna się zaśmiała.
- Dobrze.. Chociaż nie ukrywam, że lubię dużo spać.
- och dzięki Bogu. Następnym razem zaproszę Cię na 20 - powiedziałem i obydwoje wybuchneliśmy śmiechem - chodź zapraszam cię do mojej karocy - wskazałem ręką na skuter.
- Masz Vespe? No nie wierze. Zawsze chciałam taką mieć. Jest śliczna - zaczęła biorąc odemnie kask - mam nadzieje, że umiesz na niej jeździć - dodała już ze śmiechem.
- Jeśli nie spróbujmy to się nie przekonamy - powiedziałem i ruszylem na ulice.
Sobota, godzina 10 jest chyba najgorszą porą do tego aby poruszać się po Barcelonie. Milion samochodów i skuterów, wszędzie korki. Pola złapała mnie mocniej w pasie, gdy po raz kolejny ktoś zajechał nam drogę, i musieliśmy mocniej hamować.
- Zaraz wyjedziesz z miasta. Już niedaleko.

- Zamknij oczy - powiedziałem gdy byliśmy na miejscu - to niespodzianka.
Postawiłem skuter i wziąłem swoje rzeczy w jedna rękę a drugą zakryłem Poli oczy.
- Uważaj. Lekko w lewo - instruowałem dziewczynę.
Gdy doszliśmy na miejsce położyłem swoje rzeczy na ziemi i odkryłem oczy blondynki. Byłem ciekawy jej reakcji,
- Tuu.. tu jest .. niesamowicie.